niedziela, 15 czerwca 2014

Walka z psyche

Rowerowa niedziela z mężem i synkiem. Ok.25 km leśnymi ścieżkami.
Przez ostatnie pół roku miałam niesamowity wstręt do aktywności fizycznej. Wszystko raptem z dnia na dzień zaczynało mnie męczyć, nie widziałam sensu w trenowaniu. Bieganie dotychczas sprawiało mi niesamowitą przyjemność, a tu nagle, na myśl o choćby krótkiej przebieżce, napływały mi łzy do oczu i zwyczajnie odpuszczałam sobie. Tak minęła mi jesień, zima, wiosna... Gdyby nie trening na siłowni, moje mięśnie zdołały by całkowicie odzwyczaić się od konkretnego ruchu.
Teraz wiem, że to wszystko siedziało w mojej głowie. 
Chaos w myślach, niepoukładane sprawy życiowe, ciągłe zamartwianie się czy porównywanie do innych odbierały mi radość z moich własnych małych sukcesów. W sumie to ich nawet nie widziałam. Motywacja spadła do zera.
Nadal nie jest najlepiej, ale codziennie staram się nad sobą pracować. Wbijam sobie do głowy, że nie warto oglądać się na innych. Teraz trening ma oznaczać przede wszystkim przyjemność a nie obowiązek nabijania kolejnych kilometrów, poprawiania czasów i ścigania się z nie wiadomo kim. 
Sukces jest wtedy, gdy daję z siebie 100%. Nie trzeba od razu bić rekordów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz